Kalala

Absolutny skraj cywilizacji. Plaża jest bezludna i przez to bardzo ładna, turkusowa laguna zachęca do kąpieli i eksplorowania tutejszej nienagannej rafy (fale załamują się 1 km od brzegu), a jeśli ma się ochotę na większe fale to wystarczy pospacerować wzdłuż plaży na wschód (uwaga na rzeczki - mogą w nich być krokodyle, a ostrzeżeń przed nimi nie ma) tak z kilka km. Z kolei surfing jest możliwy w kierunku zachodnim w pobliżu zapomnianej wioski Baing. Wzdłuż plaży Kallala położone są dwa ośrodki i z pewnością traficie do jednego z nich (chyba że macie namiot), bo innego noclegu tam po prostu nie ma. Ceny są wysokie (40 usd/os/dzień) jak na Indonezję i obejmują kiepskie wyżywienie FB a jak się dogadacie to za dodatkową opłatą i lekcje surfingu. Warto podkreślić, że miejsce to jest bardzo przyjazne zarówno dla początkujących surferów jak i wprawniejszych. W ośrodkach tych można sobie wypożyczyć również rowery, skutery, quady, można też połowić ryby na głębinach, zorganizować trek po dżungli, jechać na wodospady a nawet na konie w głąb wyspy. Należy przygotować się na bardzo słaby Internet albo jego brak, zerową praktycznie infrastrukturę i ogólne odcięcie od świata ale jak najbardziej warto czegoś takiego doświadczyć i czasami o to właśnie w podróżowaniu chodzi.

Dla Surferów, trudno pływać przy takich falach.